Elsnerów 39- komiks o bohaterskim por. Kiersnowskim

(wpis z 16.X.2014)

img_7706

    Urząd Miasta Ząbki, w formie wkładki do periodyku samorządowego ”Co słychać” nr 18 (327) wydał komiks poświęcony por. Romanowi Kiersnowskiemu– żołnierzowi, którzy poległ bohatersko podczas niesienia pomocy rannemu koledze w trakcie walk o Zacisze i Warszawę w 1939 r. Porucznik i wielu jego kolegów, spoczywających obecnie na cmentarzu ząbkowskim, zasługuje na miano bohatera Zacisza i Ząbek (lub choćby świeczkę), choć nikt do tej pory nie spopularyzował tych wydarzeń. Poniżej cały komiks (kliknij i powiększ):

img_7708 img_7709

img_7710 img_7711

   W dniu 15 września 1939 r. do obrony Pragi została skierowana 20 „Baranowicka” Dywizja Piechoty pod dowództwem płk. dypl. Wilhelma Andrzeja Lawic- Liszki. Od wybuchu wojny dywizja walczyła pod Mławą. Rubież obronna przebiegła między Ząbkami a Zaciszem. W 79 pp strzelców Słonimskich tej dywizji (dowódca – ppłk dypl. Konstanty Zaborowski), rozlokowanej od strony Bródna,  walczył jako oficer informacyjny ppor. rez. Henryk Okińczyc, późniejszy major, dowódca zgrupowania Armii Krajowej kryptonim „Celków” w Markach. Żołnierze 80 pp zajęli stanowiska na Zaciszu od Utraty, przez Elsnerów, Fort Lewinów, po Szosę Radzymińską.

    Dowódcą obrony Pododcinka Zacisze (odcinka północnego Przedmościa Praga) był płk St. Fedorczyk.

Obsadę Pododcinka Zacisze stanowiły:

  • I Batalion 80 pułku piechoty strzelców Nowogródzkich
  • II Batalion 80 pułku piechoty strzelców Nowogródzkich (Folw. Elsnerów)
  • III Batalion 80 pułku piechoty strzelców Nowogródzkich
  • III Batalion 41 pułku piechoty (rejon Lewinowskiej)
  • Strzelcy Suwalscy
  • Artyleria bezpośredniego wsparcia 2 baterie 5 pułku artylerii lekkiej

     W II baonie 80 pp tej dywizji walczył jako dowódca 6 kompanii por. Roman Kiersnowski. Funkcję tą pełnił od dnia 3 września 1939 r., gdyż dotychczasowy dowódca tej kompanii kpt. Władysław Staszewski został ciężko ranny pod Mławą. W dniu 26 września 1939 r. por. Kiersnowski poległ bohatersko na Elsnerowie, gdy zabierał z pola ostrzału rannego kolegę. Porucznik wykonywał własny rozkaz, którego nie chcieli wypełnić podwładni. Pośmiertnie awansowano go do stopnia porucznika i odznaczono orderem Virtuti Militari.

     W obronie Zacisza polegli ponadto: Arasiński Bolesław, strzelec Chwalko Bazyli, strzelec Filik Władysław, strzelec Gnat Edward, strzelec Kozłowski Jan, Kraszewski Józef, Krawczuk Jan, strzelec Lewandowski Feliks, strzelec Lewandowski Jan, kapral Liszewski Edmund, strzelec Łopuch Jan. Podporucznik rezerwy Urban Józef, zmarł 25 lub 26 września 1939 w folwarku Elsnerów.

    Zostali oni pochowani na cmentarzu w Ząbkach, w kwaterze żołnierzy września ’39: alejka 2.

     Warszawa skapitulowała dopiero 27 września, na mocy rozkazu generała Juliusza Rómmla.  Żołnierze garnizonu warszawskiego, w tym 20 Dywizji Piechoty dostali się do niewoli, a oficerowie trafili do oflagów.

img_7712 Tekst z dodatku „Elsnerów 39”:

     Roman Kiersnowski – urodził się w Wilnie 12 czerwca 1901 roku. Wychował się w polskiej rodzinie ziemiańskiej w okolicach Słonimia i Baranowicz (obecnie tereny Białorusi). Jego rodzicami byli Karol Kiersnowski i Helena z domu Gnoińska. Jako nastolatek służył w wojsku i brał udział w wojnie polsko- bolszewickiej 1920 roku. Ukończył dwa kierunki na studiach wyższych: historię na Akademii Rolniczej w Dublanach koło Lwowa, oraz filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Zawodowo związany z Nowogródkiem, gdzie pracował jako historyk – zajmował się opracowywaniem materiałów dotyczących Powstania Styczniowego (niestety po II Wojnie Światowej, wszystkie jego zbiory i zapiski zostały skradzione).

    Służbę wojskową odbył w 78 pułku piechoty Strzelców Słuckich w Baranowiczach. Z dniem 1 sierpnia 1925 roku został awansowany do stopnia podporucznika (pozycja 413 na liście starszeństwa). Przeniesiony do rezerwy w stopniu podporucznika, podlegał pod Państwową Komisję Uzupełnień w Słonimiu. Przed wybuchem II Wojny Światowej przeszedł szkolenie łączności w Szkole Podchorążych Rezerwy Łączności przy Centrum Wyszkolenia Łączności w Zegrzu. 22-23 marca został zmobilizowany i przydzielony do służby w 80 pułku piechoty Strzelców Nowogródzkich ze Słonimia i przetransportowany w okolice Mławy, gdzie służył w II batalionie, jako dowódca plutonu łączności (II baon zajmował stanowiska na odcinku Uniszki Zawadzkie). Ostatniego dnia obrony linii mławskiej (tj. 3 września), w miejsce ciężko ranionego kapitana Władysława Staszewskiego, otrzymał dowództwo 6 kompanii strzeleckiej II batalionu. Przydział ten był wyjątkowy – podporucznik rezerwy, łącznościowiec, otrzymał dowództwo kompanii i to w dodatku strzeleckiej – świadczy to o wysokich kwalifikacjach i predyspozycjach dowódczych podporucznika.

    Od 14 września, wraz ze swoją kompanią bronił stolicy na warszawskim Zaciszu, na odcinku Elsnerów, którego centralnym punktem był folwark Elsnerów jego właścicielem był m.in. nauczyciel Fryderyka Chopina – Józef Elsner).

    W przeddzień zawieszenia broni, podczas walk na odcinku Elsnerów, podporucznik poległ ratując rannego żołnierza, za co pośmiertnie został awansowany do stopnia porucznika i odznaczony orderem Virtuti Militari. Początkowo został pochowany na terenie folwarku, jednak w listopadzie 1939 roku. do Warszawy przybyła jego żona – Irena Kiersnowska, która dzięki wskazówkom ich kuzyna Ksawerego Gnoińskiego, naocznego świadka śmierci i pochówku jej męża, odnalazła jego zwłoki oraz trzech innych żołnierzy i pochowała wszystkich na cmentarzu parafialnym w Ząbkach (alejka II mogiły od 1 do 4). Pani Irena znalazła przy mężu w kieszonce na piersi, przestrzelony przez jedną ze śmiercionośnych kul zegarek, który zatrzymał się w chwili jego śmierci. Wszystkie pamiątki po poruczniku Kiersnowskim są do dnia dzisiejszego przechowywane przez rodzinę i traktowane dosłownie jak relikwie.

    W lipcu i sierpniu 2014 roku, Urząd Miasta Ząbki, na wniosek Serwisu Internetowego „HistoriaZąbek”, przeprowadził rewitalizację kwatery żołnierzy września 39 w Ząbkach, wraz z budową pomnika ku czci poległych żołnierzy 80 pułku piechoty poległych na warszawskim Zaciszu, pochowanych na ząbkowskim cmentarzu. Rewitalizacja i budowa zostały sfinansowane przez Wojewodę Mazowieckiego oraz Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (tekst z dodatku Elsnerów 39”).

   Ktokolwiek będziesz w Ząbkach w sprawach materialnych, np. w niemieckim Lidlu czy Kauflandzie, wstąp w sprawach niematerialnych na cmentarzyk i zapal świeczkę. Albo uczcij bohaterów minutą ciszy. To tylko kilka kroków za bramą…

Las Bródnowski 1934-1944

(wpis z 12.X.2014)

27-07-1944_lasek

   Teren dzisiejszego Lasu Bródnowskiego na niemieckim zdjęciu lotniczym z 27 lipca 1944 roku (nie posiadam większej rozdzielczości). Kolorem czerwonym zaznaczono współczesne ścieżki i drogi oraz linię wysokiego napięcia. Kolor żółty oznacza położenie współczesnych budowli, obszar jednostki wojskowej 3964 oraz zasięg nie istniejącego już wtedy Fortu XII Lewicpol, ale doskonale czytelnego z lotu ptaka. Pośrodku widnieje szczegół przypominający kratkę- są to doły po fundamentach koszar. Na południe od fortu teren byłegofolwarku Lewicpol (Górnik). Druga nazwa wiąże się z towarzyszącą folwarkowi wysoką wydmą, kryjącą piwnice, do dziś doskonale widoczną od strony Radzymińskiej. Na lewo od folwarku dostrzegamy element w formie gwiazdy- niemiecką radiostację z budynkiem obsługi (masztem?) pośrodku. W wybiegających na boki rowach znajdowały się betonowe podstawy, do których zamocowano liny podtrzymujące główny maszt- lub bardziej prawdopodobne- podstawa masztów (z rurą w środku) i odciągnik. Na radiostację mówiło się zawsze „bunkry”. Na pozostałym obszarze Lasu dostrzec można ciemniej zaznaczające się zapadliska terenowe (bagna), czytelne do dziś w terenie (m.in. w sąsiedztwie dzisiejszego drewnianego pomostu, na dawnych łąkach Starego Bródna zwanych Zagórkami). Z kolei jasne plamy to wydemki lub nieutrwalone piaski, zalesione tuż po II wojnie sosnami. Musiały być niegdyś znacznie wyższe, bo zabierano stąd materiał do groblowania terenu podczas robót melioracyjnych. Kolor niebieski oznacza poprowadzony w roku 1926 dren, odprowadzający z tego terenu wodę do pompy przy Głębockiej i dalej do Kanału Bródnowskiego. Jego ślad także można uchwycić dziś w terenie. Na północ od drenu i Malborskiej aż po Marki i obecną Toruńską ciągnęły się ziemie dawnego folwarku Władysławów. 

Prawdopodobnie decyzję o zasadzeniu Lasu Bródnowskiego podjęto grubo przed 1939 r.; na pewno zalesiono kilkanaście ha pomiędzy grodziskiem a fortówką. Prace zalesiania na dobre przeprowadzono po roku 1950, rękami junaków OHP oraz gospodyń ze Starego Bródna i Zacisza. Dolesiano teren w ramach prac społecznych w latach 70. XX w. (m.in. uczniowie SP 84).

Nie sprawia problemów znalezienie grodziska– odznacza się ono jako piaszczysty pagórek. Powyżej niego (a w zasadzie na jego terenie) widać uprawne zagony (bliżej współczesnych głazów i bramy stało gospodarstwo). Zaskakują również zagony w pobliżu dzisiejszej wiaty odpoczynkowej w środku Lasu. Przecinała je polna droga wiodąca od Głębockiej, następnie bokiem radiostacji na Lewicpol, trzymająca się krawędzi wyższego terenu. Pola bliżej jednostki należały już do Górnika. Po 1945 r. zalesiono je sosną, a to bliżej Bystrej porastają olchy (bliżej widocznej strugi), modrzewie i dębiny.

1934_r

   Ten sam teren na mapie topograficznej WIG z 1934 r. Na niebiesko oznaczono istniejące rowy i kanały- te w pobliżu Kan. Bródnowskiego to efekt prac melioracyjnych rozpoczętych w 1926 r. (zatrudniono 100 bezrobotnych, wykorzystywano też kolejkę wąskotorową do sypania grobli). Większość z nich jest czytelna do dziś w postaci zaklęśnięć terenowych, porośniętych trzcinami lub ostrą zieloną trawą- sitem (np. pod linią energetyczną w pobliżu Malborskiej). Bieg kilku wyznaczają samotne, ogromne topole (np. między jednostką a działkami). Dostrzeżemy dokładne umiejscowienie budynków na folwarku Górnik (Lewicpol), w tym wieżę wodną. Powyżej pięciokątny ślad fortu XIII. Od zachodu widzimy pracującą od 1925 r. pompę motorową zasilającą stawy i ściągającą wody z podmoklizn (w miejscu późniejszego budynku mieszkalnego na zakolu Głębockiej), a obok stawy karpiowe AGRIL-u, okolone groblami (także Malborska biegła po grobli). Od strony Kondratowicza samotne gospodarstwa (do dziś rosną tam zdziczałe jabłonki i gruszki), górka okopana rowem oraz tajemniczy budynek na wydmie otoczony ogrodzeniem (pozostał po nim głęboki lej). Od strony wschodniej przy szosie radzymińskiej zaznaczono stację wąskotorówki oraz warsztaty kolejki (u zbiegu z dzisiejszą ul. Wolności).

    Na koniec trochę lektury na temat pastwisk na terenie dzisiejszego Lasu Bródnowskiego, zwanych „Zagórkami”:

   „Rolnicy ze Starego Bródna byli gospodarzami małorolnymi o pow. około 2 hektarów. Posiadali przeważnie jedną albo dwie krowy. W okresie letnim były wypasane grupowo na serwitutach zwanych Zagórkami znajdujących się na terenie obecnego Lasku Bródnowskiego. Stare Bródno było położone w kształcie litery Y. Składało się z trzech odcinków wsi. Na każdym odcinku był zatrudniony pastuch opiekujący się krowami. Rano o godz. szóstej każdy gospodarz wyganiał krowy z siedliska do stad, które były pędzone od krańca odległości ku środkowi. Te trzy grupy krów spotykały się przy obecnym sklepie spożywczym i mięsnym. Te sklepy były położone koło krzyża cholerycznego. Po spędzie krowy były pędzone przez trzy osoby i pasły się do godziny 12.00. Potem były przyganiane do domów. Przerwa trwała do godz. 14.00. Opiekunowie otrzymywali w tym czasie obiad zawsze u innego gospodarza według grafiku. Po przerwie krowy były wypędzane ponownie do godz. 20.00.

Pastwisko na Zagórkach było przydzielone rolnikom ze Starego Bródna przez cara rosyjskiego jako zadośćuczynienie za pracę wykonywaną przy budowie węzła kolei nadwiślańskiej. Każdy rolnik miał udział w serwitutach w postaci pokosu (szerokość łąki skoszonej kosą tradycyjną) ciągnącego się około 100 metrów bieżących. Poletka na Zagórkach pokrywały się szachownicą ziemi gruntowej zbieranej przy zagrodach. W zimie na terenie Zagórków odbywały sięćwiczenia wojskowe z udziałem żołnierzy z jednostki wojskowej mieszczącej się na ul. 11 Listopada. Na polach wsi Starego Bródna w okresie zimowym odbywały się też podobne ćwiczenia z tą różnicą, że brały w nich udział wojska techniczno-łącznościowe. Żołnierze rozciągali przewody umieszczone na plecach w postaci szpul.

Ponieważ w sklepach nie było mleka, rolnicy dostarczali mleko mieszkańcom osiedli Targówka, Nowego Bródna i Zacisza” (A. Stolarski, Saga rodziny Stolarskich ze Starego Bródna, [w:] Bródno i okolice w pamiętnikach mieszkańców T.1 : II Rzeczpospolita, kampania wrześniowa 1939 r., okupacja niemiecka, Powstanie Warszawskie, Polska Rzeczpospolita Ludowa, dzień dzisiejszy: praca zbiorowa, s. 322-323).

      A oto fragmenty o AGRIL-u, stawach i pompie przy dzisiejszej Głębockiej:

   „Obecnie przy ulicy Wincentego stoi jeszcze budynek murowany parterowy, w którym mieściła się administracja majątku „AGRIL” (Administracja Gospodarstw Rolnych i Leśnych), które podlegało zarządowi miejskiemu. Majątek słynął z produkcji najlepszego w okolicy mleka. Odbiorcami mleka były szpitale, szkoły, ochronki i placówki państwowe. Mieli hodowlę owiec i staw rybny, który znajdował się za Głodną Wsią. Tam jest teraz ulica Malborska, jadąc do Grodziska po lewej stronie. Przy ul. Malborskiej naprzeciwko Zagórek, przy stawie, stał budynek murowany. W nim była przepompownia wody, która regulowała poziom wody w stawie. Hodowano w nim głównie karpie. Przepompownię obsługiwał pan Grabowski, pracownik „AGRlL”. Kolegowałem się z jego synem Edmundem. Często pływaliśmy po stawie czółnem. Pan Grabowski mieszkał w tym budynku, zaś pozostali pracownicy „AGRIL'” mieszkali w czworakach. Były to trzy budynki murowane, których teraz już nie ma. Stały tam, gdzie obecnie jest skrzyżowanie ulicy św. Wincentego z ulicą Kondratowicza. Te budynki były murowane, kryte czerwoną dachówką. Nazywano je czworakami, bo w każdym domu mieszkały cztery rodziny; w sumie mieszkało tam dwanaście rodzin” (S. Szklarski, Wspomnienia mieszkańca Starego Bródna, [w:] Bródno i okolice w pamiętnikach mieszkańców T.1 : II Rzeczpospolita, kampania wrześniowa 1939 r., okupacja niemiecka, Powstanie Warszawskie, Polska Rzeczpospolita Ludowa, dzień dzisiejszy: praca zbiorowa, s. 331).

Zacisze na starych mapach 1945-2014

(wpis z 6.X.2014)

Zobacz jak zmieniało się i rozrastało Zacisze w ciągu ostatniego siedemdziesięciolecia (od 1945 r.). Kliknij w link, aby obejrzeć album 45 planów.  Przy każdym planie znajdują się opisy elementów, o które wzbogaciła się topografia osiedla. Plany różnych wydawnictw (przed 1990 głównie PPWK) są zestawione chronologicznie w kolejności ukazywania się.

Wpis jest kontynuacją cyklu „Praga, Zacisze Bródno na starych mapach 1.” 

Polecam także uzupełniony indeks DAWNYCH NAZW ULIC na Zaciszu.

Jak ze starej pocztówki…(3)

(wpis z 21.III.2008)

Tu wkrótce przebiegnie ulica Penelopy i wyrośnie osiedle domków jednorodzinnych. Zdjęcie wykonane gdzieś ok. 1973-74 roku. Sosny, które ocalały z tego zagajnika, szumią do dziś. W tle ściana topoli nad Kanałem Bródnowskim i zarys bloku przy Malborskiej. Druga, mniej prawdopodobna wersja jest taka, że zdjęcie powstało na terenie obecnego Lasu, gdzieś na wysokości grodziska, w tle byłby blok przy Kowalskiego.  

 

Kliknij, aby powiększyć.

1. Ulica Codzienna ok. 1985r. od strony Blokowej w kierunku przecięcia ul. Mlecznej. Chodniki jak widać bez zmian, pobocze nie dorobiło się żadnych drzew (kiedyś przynajmniej były elegantsze podjazdy i bujna trawa). Pamiętacie naczepę od ciężarówki i trzydrzwiowego Fiata?

2. Ulica Gibraltarska od strony Cyrankiewicza ku Krahelskiej (w tym samym dniu). Nawierzchnia standardowa ówcześnie na zaciszańskich ulicach- rozjeżdżony tłuczeń. Pobocza nieokiełznane, pełne bujnego ziela, którego gmina nie kazała golić jak dziś już w maju (np. widocznego chrzanu, nieodzownego przecież do kiszonek).  

 

Ulica Krahelskiej ku Gibraltarskiej. Jedna z bocznych uliczek, pełna pustych posesji (było tu naprawdę zacisznie i sielsko, bo jak widać, puste place często obsiewano kapustą, ziemniakami, słonecznikami, kwiatami). Przydomowy warzywniak był normą. W zasadzie to wąska drożyna, opanowana w końcowym biegu przez chwasty. Były tam bujne maliniska, porastające przyzmę starych dachówek, sad z autentycznym kioskiem-altanką, uprawiany przez pewnego dziadka, gigantyczne orzechy, a po deszczach następowały gromadne przemarsze ślimaków winniczków. Nocą nasze ulice rozświetlał oczywiście tylko księżyc. Prawie miasto-ogród. Potem w te ożywcze luki w zabudowie wbudowano tzw. polish klocki, architektoniczne monstra, podłużne pseudomanufaktury, powykupowano placyki-kiszki, zieleń poszła pod topór.

Łza się w oku kręci… kto nam wróci klimat tamtego Zacisza!

Zobacz też inne foto ul.Kondratowicza z 1973r.:http://zacisze.info/viewmore.php?nid=158

PRAGA ZACISZE BRÓDNO na starych mapach (1)

(wpis z 14.II.2008)

PRAGA ZACISZE BRÓDNO na starych mapach (1)- od XVIII w. do 1898 r.

http://flickr.com/photos/22299894@N03/sets/72157603897152813/detail/

      

   Zapraszam do obejrzenia albumu 33 map przedstawiającego rozwój Pragi, a zwłaszcza okolic Zacisza (Zacisze jest dzielnicą Warszawy, ale zawsze ciążyło raczej ku Pradze, przez pół wieku wchodziło w skład tzw. Pragi Północ). Niewiele jest map i planów, które ze szczegółami obrazują okolice Zacisza; większość map ilustruje obszar wewnątrz granic miejskich, nawet po włączeniu osiedla w granice stolicy (1951) kilka map ukryło Zacisze pod legendą. Z konieczności zestawienie to musi obejmować ziemie sąsiednie. Mapy zestawione są chronologicznie i opatrzone komentarzem.

Kolejny album zaprezentuje plany od 1900 r. do współczesności.

Aby obejrzeć mapę w powiększeniu, należy kliknąć w nią, a następnie w w znaczek lupy nad mapą (all sizes). Można zobaczyć też pokaz slajdów (mniejsza rozdzielczość). Jakość i ostrość map pozostawia sporo do życzenia; do poprawienia nie mam motywacji, bo nikt mi za to nie zapłaci 🙂

ZACISZAŃSCY NAUCZYCIELE- jakich zapamiętałem (I)

(wpis z 22.XII.2007)

    Klasę VIII kończyłem w 1992 roku, więc od tego czasu kadra tej szkoły zdążyła się już radykalnie wykruszyć (zwłaszcza, że w tamtych czasach młody nauczyciel to był ewenement). Obecnie jeszcze niosą kaganiec oświaty- ramię z nowym narybkiem- panie Rutkowska, Noszczak, Gostomska, Hernik, Gamus. Wnętrza uczelni nie przeszły za to właściwie żadnej metamorfozy; najwyżej dekoracje w klasach. Nawet panie woźne nie dorobiły się własnej „kancelarii”. Kto chadza na wybory, stwierdzi ów stan naocznie i przy okazji pokontempluje… Może nawet nad losem swego potomka  w tych murach.

    Drugą matką podstawowiczów miała być ustawowo wychowawczyni klasy. Mojej klasie (zawsze oznaczenie A) przypadło chyba najkorzystniejsze wychowawstwo pani Zofii Bonifaciuk (na zdj. grn. rząd, druga od prawej). Już wtedy była osobą w tej szkole legendarną i pamiętaną. Niby nauczyciel starej daty, pedagog konserwatywny i wymagający (w dodatku matematyczka), a biła na głowę większość dzisiejszych postępowych nauczycieli. P. Bonifaciuk będzie kojarzyła się na wieki przede wszystkim z najmilszym aspektem uczęszczania do szkoły, czyli z organizowanymi regularnie wycieczkami klasowymi. Nie, nie były to wyjścia do multipleksów na głupawe filmy z importu, ale kanon wyjazdów turystycznych, czyli odwiedzanie najładniejszych miejsc na Mazowszu i w okolicy adekwatnej do możliwości wyjazdowych dzieciaków. Zaczęło się od Łowicza-Arkadii- Nieborowa, potem przyszła pora na Czarnolas, na Płock i Czerwińsk, Kazimierz i Puławy, wreszcie wypuściliśmy się już na dwudniowe ekspedycje do Białowieży, Krakowa- Ojcowa- Oświęcimia a nawet do Łańcuta. Organizacja wyjazdów zasługiwała na medal- nigdy nie doszło do żadnej „obsuwy”, autokary podstawiały się sprawne, przewodnicy okazywali się rasowymi krajoznawcami i gawędziarzami; hotele eleganckie bez pobazgranych ścian, jedzenie- prawdziwy „full wypas” (w Białowieży zaserwowano nawet- jakiż by inny- kotlet z żubra). Wycieczkowicze nabywali pamiątki, wyroby kojarzące się z odwiedzanym regionem (nie to, co dziś, tylko chipsy i cocacola w głowie, przystawanie przy każdym mcdonaldsie). Tego wszystkiego potrafiła dopilnować jedna p. Bonifaciuk- a dziś nawet po renomowanym biurze podróży można spodziewać się niejednego przekrętu. Największą moc okazywała na radach pedagogicznych, gdy niejednego delikwenta uratowała przed spadkiem do drugiej ligi. Spory rozstrzygała sprawiedliwie jak Salomon, potrafiła owocnie skonfrontować rodziców z nauczycielami. Znała też złoty środek na przekazywanie wiedzy- zawiłe działania matematyczne tłumaczyła obrazowo, na „zdrowy chłopski rozum”. Najlepszym dowodem na skuteczność tego sposobu była moja ocena z matematyki- 4, w porywach 5, gdy tymczasem w liceum zawsze oscylowała magicznego miernego (zresztą matematyka w liceum- krzywe II stopnia itp. abstrakcje- to ogłupianie młodzieży, zdrowym organizmom wystarczą rachunki i geometria- min. Giertych to widzi i nie grzmi). Była jak surowa, ale dobra matka. Za tę dobroć w dniu nauczyciela i 15 V do życzeń ustawiała się przez całą klasę kolejka, a kwiaty i bombonierki zabierał potem samochód… (kończę tu,  bo na fali obecnej histerii o protekcję i łapownictwo…).  Może kiedyś jakaś Nowocodzienna albo Nowobukowiecka będzie nosiła imię tej zasłużonej dla lokalnej społeczności nauczycielki.

klasa_8a

Taka klasa tworzy się raz na 1000 lat!

    Jeśli miałbym stawiać na kolejnym miejscu w panteonie sympatii nauczycielskich, to wahałbym się między polonistką a historyczką. Alfabetycznie wyjdzie na korzyść drugiej. Pani Halina Kalinowska (na zdj. grn. rząd, czwarta od prawej) mieszkała w Ząbkach. Może z tej przyczyny międzymiastowych animozji była trochę surowa w stosowaniu środków wychowawczych. Ale przecież każdy historyk mieć musi jakieś ciągoty do pacyfikowania. Wystarczyło, że ktoś w tyle klasy szemrał konspiracyjnie czy inicjował tumulty, wtedy p. Kalinowska (choć najczęściej bez ostrzeżenia) obwieszczała „rozpoczynam działania wojenne”. Oj, dziś skończyłoby się zawiadamianiem prokuratury i ciąganiem po sądach przez obrażonych rodzicieli. Narzędziem tortur p. Kalinowskiej były cienka antenka (zamiast dawniejszej trzciny) i gruba, mosiężna łyżka stołowa, idealnie pasująca do dołka w dłoni… Pacnięcie tam studziło nawet trójkę etatowych klasowych rozrabiaków. Leżały te narzędzia zresztą w publicznym miejscu, więc wchodzący z nimi w styczność sami sobie zawinili…  Będą i pozytywy. Lekcje historii były ciekawe i odkrywcze, podręcznik przeglądało się wiele stron naprzód. P. Kalinowska, nie bojąc się zakonspirowanych „tajnych współpracowników”, waliła prosto z mostu należną prawdę o postaciach historycznych lub „bratnich” narodach. Czasem przynosiła jakąś porywającą książkę (nawet tak związaną z przedmiotem, jak „Lesio” Chmielewskiej- i zaśmiewając się do łez czytała na głos). Kiedyś pokazała nawet stary plan z przedwojennymi nazwami ulic Zacisza- to była sensacja. Zazwyczaj przekomarzała się ze Smoroniem, który komentował coś z pierwszej ławki. Dobrze, jeśli historyk jest emocjonalnie związany ze swą małą ojczyzną, w której uczy- dziś o to trudno. Bez wątpienia p. Kalinowska była osobą pełną energii i sympatyczną. Przetrwała po niej w podstawówce (w tej samej sali) słynna szafa z eksponatami (na szczęcie dla ekspozycji zawsze zamykana na klucz): z żelazkiem z duszą, hełmami, dokumentami Zaciszaków z czasów okupacji…

     Pani Teresa Kostka (na zdj. grn. rząd, czwarta od lewej) nie od początku zaskarbiła sobie u mnie sympatię, bo pierwsze moje wypracowanie (o Rogasiu) oceniła na marną trójczynę. Z czasem współpraca układała się coraz lepiej. P. Kostka lubiła wygłaszać dygresje o życiu- całkiem ciekawe. Uważała, że lepiej pokazywać dzieciom filmy z panem i panią kotłującymi się w pościeli niż „bohaterów” kina biegle władających pięściami, nożem i karabinem maszynowym (u nas w kraju obecnie odwrotnie). Wielokrotnie sygnalizowała też, że literatura wielkich mistrzów to „nie tylko zasługa pióra”. Tematy zadawanych wypracowań były podnietą dla wyobraźni. Stworzyłem wtedy swój pierwszy esej-horror „Na Powązkach wśród brzozowych krzyży” (inspirowany przedwieczorną wycieczką na ten cmentarz) oraz nowelkę o wyprawie klas VII w kosmos przeciwko obcym zagrażającym Ziemi. Z inicjatywy p. Kostki byliśmy nawet w Wielkim na „Strasznym Dworze”.  Sprawy materialne zdawały się jej nie aprobować- w dniu nauczyciela znikała gdzieś z klasą, wolała zbiorowy kwiatek niż tony bombonierek. Nie pamiętam, żeby ta pani o kasztanoworudych włosach często krzyczała. Miała na pewno charyzmę i była lubianą wychowawczynią.

    Przeczytaj cz. II!!!

  Opinie wychowanków o SP 84 na forum.gazeta.pl (Warszawa- prywatne- Zacisze) oraz na portalu NaszaKlasa (http://nasza-klasa.pl/school/44361).

ZACISZAŃSCY NAUCZYCIELE- jakich zapamiętałem (II)

(wpis z 22.XII.2007)

Kolejny przyjemny przedmiot- geografię- wykładała miła, jasnowłosa p. Barbara Noszczak. W naszej klasie uczył się jej syn, z którym chodziłem przez jakiś czas do liceum. Najbardziej lubiłem mapy i lekcje o Polsce. Narysowana przeze mnie mapa topograficzna służyła potem podobno jako pomoc dydaktyczna. Przez jakiś czas p. Noszczak zastępowała p. Gostomska, obecna v-ce dyrektor, wtedy świeżo po studiach. Kiedyś nie mogła opanować sytuacji w klasie i wybiegła z płaczem na korytarz. Na zgadywance z mapy Polski postawiła mi dwie piątki (nie znano jeszcze szóstek).

     Biologii uczyła p. Henryka Zubik. Aprobowało układanie jadłospisów albo opisywanie zdrowego trybu życia, roztrząsanie zawartości pantofelka czy rozwielitki- mniej. Niestety, o ekologii i ochronie środowiska nikt nie mówił- i laicy z takimi brakami dochodzą dziś do władzy.

     ZPT uczył moją grupę p. Andrzej Szmigiel, późniejszy dyrektor. W jego pracowni, usytuowanej w piwnicy za szatniami stały siermiężne stoły z imadłem i niewygodne taborety. Szczupły, łysiejący, w okularach, w pulowerze w szpic, uchodził za służbistę. Zawsze dyrygował pocztem sztandarowym na apelach. Dyżurny przed zajęciami meldował grupę i nieobecnych. Kiedy p. Szmigiel zajmował się przyjmowaniem gości, niczego nie „produkowaliśmy”, za to musieliśmy wykonać rysunek jakiejś bryły lub klocka w trzech rzutach. Całość trzeba było precyzyjnie podpisać pismem technicznym, nanieść wymiary; biada temu, kto nie miał zaostrzonego ołówka albo papieru technicznego. Ścieranie nieudanych prób szkicowania jakiejś linii zostawiało na tym papierze brudną plamę albo nawet dziurę. P. Szmigiel krzyczał przy sprawdzaniu: „ta linia chyba była rysowana odręcznie”, po czym wlepiał „3 z dwoma”. Rysowaliśmy też do znudzenia obwód prosty lub złożony z żaróweczką i wyłącznikiem. Już mniej męczarni przysparzały chyba okazjonalne lekcje z szycia z p. Głowieńkowską (od drugiej połowy klasy; kobieta drobna ale krzykliwa). Z młodszych lat zapamiętałem p. Szmigla idącego razem z synem marszowym tempem w mroźne poranki z Bródna do szkoły (chyba jednak prędzej doszli, niż my doczekaliśmy się 120 stojąc na przystanku).

foto_3kl    3 klasa w pełnej krasie 

     Woch uczyła chemii. Były lekcje spokojne, gdy notowaliśmy, ciekawe, gdy przeprowadzała eksperymenty, mniej zabawne, gdy pytała z 10 sposobów otrzymywania soli (trzeba było podawać wzory, rozpisać równanie). Gdyby te sposoby przeprowadzano na autentycznych składnikach, dawno na miejscu Zacisza ziałaby dziura w Ziemi. Do dziś trzymam na pamiątkę płachty papieru z narysowanymi schematami kwasów i soli. Pracownia chemiczna wybijała się rozmiarami, posiadała zaplecze, panoramiczne okno na Radzymińską, nad salą górowała tablica Mendelejewa a w gablotkach stały fiolki z podejrzanymi substancjami (gdyby je zdobyła al.-Kaida…). P. Woch była wielką antyfaszystką, bo gdy wychwyciła raz na korytarzu zanucone „ajli ajlo”, spędziła całą klasę pod ściany i ściągnęła na śledztwo wiele nauczycielek.

     Rosyjskiego w klasach młodszych uczyła p. Hernik (ta od ciastek), kobieta energiczna i wymagająca. Zawsze wpadała do klasy nieco spóźniona i od progu komenderowała „piszemy: urok, tiema”. Potem przejęła nas p. Rutkowska (na zdj.VIIIkl. po pr. w grn. rzędzie). Lekcje języka były łatwe i przyjemne, ale nauczycielka miała problemy z opanowaniem porządku. Sala też była w wyraźnie gorszym stanie niż inne. A to ktoś rzucił wyładowanym plecakiem w tablicę i ją urwał, a to spruto ze ściany kafelki, a to poprzewracano w szafie widokówki z Sojuza. Czasem ktoś na przerwie ustawił ogromną piramidę z krzeseł i z łoskotem ją przewrócił. Nauczycielce puszczały nerwy i tarmosiła za baki (szczególnie, gdy latały za piszącą po tablicy samoloty z papieru) albo przyładowała po głowie dziennikiem. Plastyką zajmowała się p. Końska, nauczycielka w grubych okularach (też potrafiła wrzasnąć): o tym przedmiocie mam mgliste wspomnienia, byłem chyba za stary na przynoszenie kredek i plasteliny albo papieru kolorowanego. Niezbyt porywająco przeprowadzonej lekcji o sztuce pierwotnej słuchało się jednym uchem, a podręcznik do plastyki (!) to była za droga i zbędna inwestycja.

      WF bywał przeważnie ostatnią lekcją i w starszych klasach chętnie w nim uczestniczyliśmy- zaczynał się już na przerwie, gdy biegliśmy do p. Mariana Dominika zabrać piłkę, wybierając po drodze składy drużyn. Zazwyczaj grywaliśmy na betonie przy Junaku, gdzie mogliśmy pokopać do woli na ogrodzonym placu. Dziewczyny były w tym czasie zwykle przymuszane do gimnastyki albo piłki ręcznej przez p. Kostrzewę. Jako młodzicy grywaliśmy na mini boisku przy sali gimnastycznej, gdzie drzewa zastępowały bramki. Przy okazji międzyklasowego meczu przenosiliśmy się na oficjalne boisko szkolne, długo nie zagospodarowane. Pamiętam, jak ostro sfaulowałem tam wiecznie idącego do ataku Janasa, syna sławnego trenera. Tu też odbywały się skoki w dal na ocenę i pierwsze biegi na 200m. Potem ćwiczenia przeniosły się na stałe na podupadłego Junaka (wyczerpujące biegi na 2000m, rzucanie lekarską). Tu też w szarfach rozgrywano ważniejsze mecze, sędziowane przez p. Dominika, a maruderzy siedzieli w sędziowskich budkach albo ganiali się po zachwaszczonych trybunach. Kiedyś biegaliśmy na 60m i Wolak potajemnie przestawił chorągiewki wyznaczające dystans. P. Dominik krzyczał potem, że „bito jakieś olimpijskie czasy”. Na początku p. Dominik nie lubił mnie za zwalnianie się z ćwiczeń, potem sypał pochwały, gdy na długie dystanse stawałem regularnie na najniższym podium. Niski, brodaty, w okularach, często w lekkim stanie nieważkości (wszak zawsze kogoś gościł w swoim pokoiku zastawionym pucharami i piłkami… może z PZPN-u). Widuję go czasem na Bródnie, niewiele się zmienił. Zajęcia z WF odbywały się zimą na zadbanej sali gimnastycznej, gdzie w rogach leżały wielkie materace, a na ściany wspinały się niebosiężne drabiny. Przed wejściem na salę była zbiórka w korytarzu i odliczanie jak na kompanii. Skoki przez kozła czy gra w siatkówkę przegrywały jednak z zajęciami wolnymi, czyli kopaniem piłek, rzucaniem do kosza i wylegiwaniem się na materacach.

    Jeśli czas pozwoli, napiszę jeszcze o zerówce, p. Kalbarze, o uczniowskich sposobach zabijania czasu w szkolnych murach…

  Opinie wychowanków o SP 84 na forum.gazeta.pl (Warszawa- prywatne- Zacisze) oraz na portalu NaszaKlasa (http://nasza-klasa.pl/school/44361).

ZACISZAŃSKIMI ULICAMI PODRÓŻ W CZASIE

(wpis z 1.XI.2007)

    Przed II wojną i jeszcze wiele lat po przyłączeniu Zacisza do Warszawy (1951) ulice nosiły w większości nazwy odmienne od teraźniejszych. Pierwotne nazwy nadawali w większości pierwsi mieszkańcy danej ulicy, np. ogrodnik Jórskiego Zygmunt Florczak ochrzcił ulicę… Ogrodniczą. Nazwy Krzywa, Wąska, Błotna były adekwatne do realiów tamtych czasów. Tamte czasy pozostały w pamięci rdzennych zaciszaków (podobno zmieszczą się do jednego 512), na starych planach stolicy, w zakamarkach archiwów, ale kilka tropów do przeszłości można odnaleźć w terenie. Najlepiej wyprawić się w okolice ul. Jórskiego, czyli na tzw. Targówek Osiedle, gdzie zachowane niebieskie tabliczki adresowe sprzed okupacji dumnie obwieszczają, że oto znaleźliśmy się w gminie Bródno. Tam również znajdziemy nazwy ulic upamiętniające pierwszych osiedleńców- Samarytanka, Gilarskich, Mrozowskich… Jedna z tabliczek przetrwała na ul. Nauczycielskiej, przypominając epokę Zacisza-Ogrodu. Zawieruchę zmian nazewnictwa przetrzymała też (już prl-owska) tablica na rogu Codziennej i Józefa Cyrankiewicza (Czerwińska). Trwała 20 lat na przekór nowej, oficjalnej nazwie ulicy. Niedawno strącił ją…właściciel domu, który jest w trakcie rozbudowy. A może po zawieszeniu wiechy tabliczka wróci? (zobacz teżhttp://zacisze.info/viewmore.php?nid=279).

 

drapinska_tabl cyrankiewicza_tabl

Oto poprzednie nazwy ulic:

Bajeczna – Garwolińska

Blokowa (tylko odcinek Piłsudskiego – Czarna Droga)

Błędowska- Kampinoska (1954)

Brodowskiego -Kościelna

Bukowiecka-Wawerska

Bystra- Wodna

Codzienna -Warszawska

Chałupnicza- Rzemieślnicza

Chojnowska

Chmurna- Ciemna

Czarna Droga (również na odcinku Blokowa- folwark)

Czerwińska- Józefa Cyrankiewicza (1951-1982)

Deszczowa- Jarosławska

Drapińska

Dyngus- Południowa

Fantazyjna- Słoneczna

Gibraltarska- Władysława Sikorskiego

Gilarska

Gliwicka- Palmowa

Gniazdowska- Gdyńska

Gołębia- Południowa

Hebanowa- Św. Barbary

Jórskiego Zygmunta (Aleja)

Kaktusowa- Ciechanowska (1954)

Kanałowarzekomo Warszawska i 1 Maja

Karkonoska- Mariana Buczka

Karkonoszy- Kaszubska

Kaśki Kariatydy- Gabrieli Zapolskiej

Kolejarska (1928)

Kondratowicza- nie posiadała nazwy; szosa forteczna, zwana fortówką.

Koniczynowa- Białowieska

Korzystna- Wersalska

Kościeliska- Tucholska (1954)

Kościerska- Zielona

Krośniewicka- Tatrzańska

Krynoliny- Piaskowa

Krzesiwa- Płocka

Leśniewska

Lewinowska

Lisia – Grójecka

Ładna- Gabriela Narutowicza

Łodygowa- Ząbkowska

Łukasiewicza- Chemiczna

Miedzianogórska- Żwirki i Wigury

Mleczna- Kołowa

Młodzieńcza- Józefa Piłsudskiego, Henryka Sienkiewicza (1954)

Mosiężna- Orzechowa

Moszczenicka- Mała

Mrozowska

Mroźna

Nauczycielska- Grunwaldzka, po wojnie- Szkolna

Nowosądecka -Nowa

Określona- Śląska

Pomocnicza- Niecała

Poranna – Kartuska

Pospolita

Przewoźników- Wł. Reymonta

Pszczyńska- Stefana Żeromskiego

Radzymińska- Generalska, wcześniej „szosa”, Trakt Piłsudskiego

Regatowa- Józefa Poniatowskiego

Remontowa- Piastowska (1954)

Roślinna (odcinek pn.)- Juliusza Słowackiego (wg mapy z 1958)

Rozwadowska- Juliusza Słowackiego

Samarytanka

Senna- Senacka

Skrzypcowa – Krzywa

Spójni – Mylna

Sucha- Środkowa

Tarnogórska- Warszawska (1954)

Teofila Piecyka- Deszczowa

Tużycka- Pułtuska

Tymiankowa- Polna

Uranowa- Skłodowska

Wieniecka- bpa Bandurskiego

Władysława Łokietka

Wolbromska- Radzymińska

Wschodnia

Wyborna- Mińska (1954)

Zamiejska- Kujawska

Zastępowa- Wąska

Zygmuntowska

Żarnowiecka- Wesoła

Żyzna- Karpacka (1954)

 

Wytłuszczono ulice istniejące przed 1939 r. Pozostałe ulice nie istniały przed 1945 r. i od założenia nie zmieniły nazw.

Zobacz nazwy ulic na mapce:

https://zaciszewarszawa.wordpress.com/2016/11/17/na-krzywej-mylnej-i-slowackiego-nadawanie-i-zmiany-nazw-zaciszanskich-ulic/

63 DNI przed 63 LATY

(wpis z 1.VIII.2007)

     Powstanie na Pradze (VI obwód AK) trwało zaledwie 3 (jak twierdzą inne źródła 7) dni, jednak męstwo praskich powstańców również zasługuje na uwagę. Wśród nich byli na pewno mieszkańcy Zacisza. Powstańcy pod dow. ppłk. Antoniego Żurowskiego dostali ambitne, ale trudne zadanie wyparcia Niemców, opanowania mostów i nawiązania kontaktu z nacierającymi szybko od wschodu Sowietami. Skromne uzbrojenie i zbyt mała liczebność oddziałów nie pozwoliły na zaskoczenie uzbrojonych po zęby hitlerowców, bardzo czujnych właśnie z powodu ruchów radzieckich.

     Powstańcy w najbliższej okolicy z różnym powodzeniem szturmowali obiekty silnie obsadzone przez wroga: szkołę przy ul. Oszmiańskiej, baterię na polu Agril, zarząd cmentarza, być może warsztaty kolejowe na Wysockiego, szkołę przy ul. Bartniczej, stację Praga, nastawnię kolejową przy Żabie, szkołę na ul. Kawęczyńskiej, fabrykę Schichta na ul. Szwedzkiej. Drogę na Pragę (m.in. na koszary) zagradzały im czołgi na ul. 11 Listopada i pociąg pancerny jeżdżący po nasypie kolei obwodowej.

     Na osiedlu niewiele jest śladów z tamtych dni. Pewne miejsca były ich biernym świadkiem (jak dom przy Pospolitej na zdj.). Przetrwały za to relacje.

powstanie

*Przebieg Powstania na Pradze: http://hem.passagen.se/awz/

*Miejsca pamięci z 1944r.:

http://www.targowek.waw.pl/targowek/miejsca.htm

*******Agnieszka Rembelska, „Historia Osiedla Zacisze” (praca magisterska obroniona na Uniwersytecie Warszawskim):

      W lipcu 1944 r., kilka dni przed wybuchem powstania warszawskiego, wśród mieszkańców osiedla rozeszła się pogłoska, iż całe Zacisze zostanie w najbliższym czasie spalone przez Niemców. Być może chodziło o decyzję wysadzenia w powietrze Trzypiętrówki. Mówiono również o tym, iż z rozkazu okupanta zaciszanie mają udać się na Pragę, pod cerkiew prawosławną, która znajdowała się przy ulicy Targowej. Stamtąd rzekomo mieli zostać wywiezieni na roboty do Niemiec. Pogłoska ta sprawiła, że część mieszkańców w popłochu opuściła domy i uciekła poza miasto.

      Tymczasem od wschodu ku prawobrzeżnej Warszawie zbliżały się radzieckie wojska 2 Armii Pancernej. Działający znacznie w przodzie 3 korpus pancerny generała Wiedniejewa ominął silnie bronioną przez nieprzyjaciela Zielonkę i w zaciętych walkach opanował Wołomin, a następnie Radzymin. Tym samym radziecka 2 Armia Pancerna wykonała podstawowe zadanie, polegające na przecięciu linii komunikacyjnych z Białegostoku i Brześcia do Warszawy. Marszałek Rokossowski wydał 30 lipca rozkaz wojskom radzieckim by nie nacierały na Pragę (o bitwie pancernej czytaj też w dziale Rower przy opisie tras D- hasło Wołomin).

     W drugiej połowie lipca 1944 r. przy dzisiejszej ulicy Radzymińskiej na wysokości wylotu Alei Jórskiego, wojska niemieckie ustawiły dwa działa. Działa wojskowe widzieli wówczas uczniowie szkoły podstawowej przy ulicy Samarytanki. Skierowane były w stronę Radzymina i ustawione by likwidować cele znajdujące się na szosie. Działa te były okopane i starannie zamaskowane, a obsługa znajdowała się w schronach ziemnych, wykopanych tuż obok. Pomiędzy szosą do Radzymina a stanowiskami dział znajdowały się tory kolejki, która bez przeszkód kursowała w obu kierunkach. Według naocznego świadka  w niedzielę 30 lipca 1944r. kolejka rankiem tego dnia nie dojechała do stacji końcowej w Radzyminie, lecz dotarła tylko do Strugi. Powszechnie sądzono na Zaciszu, iż oznacza to zajęcie Radzymina przez armię radziecką. Na szosie było zupełnie pusto.

   Powołany wyżej świadek zdarzenia relacjonuje: „Gdy podeszliśmy w pobliże stanowisk wspomnianych dział – zobaczyliśmy obsługę w pełnej gotowości bojowej, tzn. jeden z żołnierzy patrzył przez lornetkę w kierunku Zacisza (…) dwóch czy trzech przy samym dziale – nieruchomych, jeden stał z tyłu trzymając w gotowości drugi pocisk do załadowania działa. Wszyscy żołnierze wpatrzeni w kierunku Zacisza (…) Strzelano do bardzo bliskich celów – czołgów sowieckich. Po kilkunastu wystrzałach działa umilkły, słychać było warkot silników czołgowych i kilka serii wystrzałów z karabinów maszynowych. Potem wszystko umilkło. Było to około godziny 1300 w południe [30 lipca]. Dwa czołgi sowieckie dotarły na przedmoście Pragi (…) Podjechawszy na wysokość stanowisk dział ostrzelały one obsługę z karabinów maszynowych, po czym wycofały się w kierunku Zacisza. Był to podjazd armii sowieckiej, która zbliżała się do Warszawy (…) zajęła Radzymin, Wołomin i doszła do Zielonki pod Warszawą. W godzinach popołudniowych żołnierze Wehrmachtu z bagnetami  na karabinach powoli posuwali się ulicami równoległymi do szosy Radzymińskiej (ulicą Drapińską) w kierunku Zacisza, szosą natomiast jechały powoli niemieckie czołgi i wozy bojowe przygotowane do natychmiastowego otwarcia ognia do żołnierzy sowieckich. Jak wspomniano, był to podjazd pancerny, bez wsparcia piechoty, do walk zatem nie doszło. Podjazd ten został ostatecznie zniszczony przez Niemców na Zaciszu.” Możliwe, iż pojawienie się tych właśnie wspomnianych czołgów radzieckich na przedpolu Warszawy, 30 lipca 1944 r., było powodem podjęcia przez Komendę Główną AK (31 lipca) decyzji o rozpoczęciu powstania warszawskiego 1 sierpnia.

     31 lipca 1944 r. Komendant Okręgu Warszawskiego AK pułkownik dyplomowany Antoni Chruściel (pseudonim Monter) osobiście patrolował wschodnie rogatki Warszawy w oczekiwaniu na wojska radzieckie. Tego dnia, na ulicy Radzymińskiej od strony Pragi oraz we wschodniej części Grochowa, widział on, jak niemieccy żołnierze, zrywali tory oraz ścinali drzewa przy arteriach komunikacyjnych. Działania te miały na celu zagrodzenie drogi pojazdom kierującym się do Warszawy. 31 lipca po południu Monter złożył generałowi  Tadeuszowi Borowi Komorowskiemu meldunek o pojawieniu się czołgów sowieckich na Pradze. Informacje zawarte w tym meldunku pochodziły od cywilów przechodzących przez most Poniatowskiego. Twierdzili oni, iż widzieli 3 lub 5 czołgów radzieckich na Pradze. Zasłyszaną wiadomość wywiadowcy przekazali Monterowi. Cytowany wyżej opis p. Adama Mickiewicza jest jedyną odnotowaną w literaturze relacją naocznego świadka, który widział czołgi sowieckie, ale 30 lipca 1944 r. Relację Mickiewicza wspiera pośrednio współczesny omawianym dniom zapis w kronice Szkoły Nr 52.

      Powstanie w Warszawie zdopingowało stronę niemiecką do rozstrzygnięcia bitwy z 2 Armią Pancerną. (…) Koncentryczne ataki wojsk niemieckich skierowane zostały na Radzymin, który dostał się w ich ręce.

   2 września 47 Armia podjęła próbę przebicia się przez ugrupowanie 3 dywizji pancernej SS „Totenkopf”. Uderzono wzdłuż drogi z Radzymina na Pragę do Czarnej Strugi. 10 września rozpoczęło się natarcie wojsk radzieckich na przedmoście warszawskie (w tym1 dywizja piechoty imienia Tadeusza Kościuszki, do której dołączyły potem pododdziały 1 Brygady Westerplatte). 12 września nacierające wojska 47 Armii dotarły już do Utraty na wschodnim skraju Pragi. W tym dniu walki toczyły się w rejonie Elsnerowa, Ząbek, Witolina i południowo – wschodnim skraju Pragi. 13 września rozgorzały walki na przedmościu warszawskim. Natarcie wojsk 70 i 47 Armii wspierał bardzo silny ogień artylerii i falowe uderzenia lotnictwa szturmowego. 129 korpus Armii nawiązał walki o Marki i opanował okrążone poprzedniego dnia Ząbki. 77 korpus Armii po odparciu silnych kontrataków nieprzyjaciela z rejonu Zaciszazepchnął jego siły na wschodni skraj osiedla. 125 korpus Armii również odparł dwa kontrataki nieprzyjaciela wykonane z rejonu Zacisza i Targówka. W toku całodziennego natarcia opanował Zacisze, przełamał front 19 Dywizji Pancernej w rejonie Utraty, wyzwolił Gocławek i rozpoczął walki o Saską Kępę.14 września był ostatnim dniem walk o Pragę”.

********Tadeusz Szurek, „Kapliczka przydrożna na Targówku”, w: „Bródno i okolice we wspomnieniach mieszkańców”:

   „Udział żołnierzy, mieszkańców Targówka w powstaniu zaznaczony został pomnikiem im. Reduty Bródnowskiej, w którym to miejscu brali udział w powstaniu wraz z mieszkańcami Nowego Bródna i okolic. Pomnik, stanął w 50 rocznicę Powstania Warszaw­skiego przy ul. Piotra Wysockiego (dawniej Białołęckiej), u zbiegu z ul. Bartniczą. W walkach brał udział w tym rejonie pluton dowodzony przez por. Ryszarda Gilarskiego ps. „Ryś” zTargówka-Osiedla. Tuż obok miały miejsce  walki z  żołnierzami  SS  Dyw. Hermann  Goering, obsadzającymi budynek kancelarii cmentarza. Niestety Niemcy byli silniejsi. Nie  udał  się  również  atak  na baterię  przeciwlotniczą, mieszczącą się na polach AGRiL (potem PGR Bródno). Armaty znajdowały się na stanowiskach otoczonych wałami ziemnymi, co utrudniało ich zdobycie.

    Zgrupowaniami dowodzili: por. „Kat” – Zygmunt Lewandowski i ppor. „Daniel” – Jan Pawlak.

    l sierpnia 1944 r. Niemcy wygarnęli z tramwaju na pętli przy ul. Św. Wincentego i rozstrzelali wszystkich pasażerów”.

   Jedno z miejsc pamięci, nieco zapomniane, znajduje się u wylotu ul. Kraśnickiej, przy torach kolejowych do Małkinii. 1 sierpnia hitlerowcy rozstrzelali tu 10 osób. Powód stracenia i tożsamość ofiar nie jest znana.

   Powstańcy warszawscy to żołnierze i przede wszystkim cała ludność cywilna stolicy. Stanęli do walki o wolność, godność i honor miasta, Polski, nie szczędząc majątku a przede wszystkim życia. Za tę ofiarność cześć ich pamięci. Wyraźmy ją zapaleniem znicza na jednym z miejsc związanych z powstańczymi walkami.

Pismo Jórskiego i stare meldunki

(wpis z 24.VII.2007)

    Odręczne pismo Zygmunta Jórskiego z 20 IV 1931 roku, właściciela folwarku Zacisze w I poł. XX w. i w rzeczywistości założyciela osiedla (rozparcelował wszystkie swoje grunty pod zabudowę mieszkaniową). Po Jórskim nie zachowały się właściwie żadne pamiątki prócz nazwy ulicy. Po folwarku i drewnianym dworku również nie ma śladu (znajdował się mniej więcej w kwadracie Mleczna-Blokowa- przejście z Litawora na Bratka- Gibraltarska- Kolista). Ani śladu reprodukcji dzieł dziedzica (był artystą malarzem). Znając życie, pamiątki prawdopodobnie leżą sobie na jakimś strychu i oglądają je jedynie pająki…

Awers i rewers meldunku mojej babci w gminie Bródno, powiecie warszawskim, Targówku-Osiedlu przy ul. Białowieskiej 16- rok przed włączeniem Osiedla do Warszawy.